2016-06-10, 03:37 PM
(2016-06-10, 10:26 AM)mateusz napisał(a): Ok. Ja pewnie dziś nie będę pisał, więc jeśli Konq chce podsumować pierwszy, to droga wolna.
Może nie tyle podsumować, bo czuję się lekko niespełniony, chciałbym się odnieść jednak do niektórych argumentów, a zwłaszcza do ich logiki.
Po pierwsze: postać historyczna. Mój dziadek (już nie żyje) brał udział w Bitwie Warszawskiej. Oczywiście nadal żyją świadkowie, którzy go pamiętają, a nawet istnieją dokumenty potwierdzające, że istniał on w rzeczywistości historycznej. Według twojej logiki jest on więc postacią historyczną, jak zresztą większość ludzi na ziemi. Jedynym argumentem przemawiającym za tym, że Jezus jest bardziej historyczny, jest fakt, że dał on początek Chrześcijaństwu. To jest niezaprzeczalny argument, który teoretycznie stawia Jezusa wyżej w hierarchii historyczności niż mojego dziadka.
Istnieje jednak pewien problem. Tak naprawdę nie wiadomo co jest spuścizną Jezusa dla ukonstytuowania się Chrześcijaństwa (vide:Czy Jezus przyszedł tylko do Żydów?) . Argument ten załatwiłeś dwoma innymi: Ewangelia jest nierzetelnym źródłem i istniał konflikt pomiędzy Pawłem, a świadkami życia Jezusa. Pierwszy przypadek na razie zostawmy skupmy się na Pawle.
Po pierwsze nie wszystkie listy, które przypisuje się Pawłowi są jego autorstwa. Co do niektórych istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że były one napisane przez naśladowców. Stawia to listy więc w takiej samej pozycji rzetelności jak i Ewangelię. Ale uznajmy na razie, że są to autentyki historyczne napisane przez jedną postać.
Problem w tym, że Paweł nie znał Jezusa. Miał też niewiele okazji, żeby porozmawiać o nim z żyjącymi świadkami. Spotkał się z nimi dopiero, kiedy był u szczytu sławy, jako głosiciel nauk Jezusa. Skąd je znał? Albo uwierzymy w rzekomy cud, albo Paweł po prostu stwierdził, że prześladowana przez niego do tej pory nauka, jest czegoś warta. Jezus więc nie musiał objawiać swoich nauk Pawłowi, bo ten już je wcześniej musiał znać skoro je zwalczał.
Paweł postanowił jednak głosić swoje nauki u pogan, co wywołało konsternację wśród reszty apostołów, którzy chcieli podtrzymać judaistyczną wersję Chrystusa. Nawet pod wpływem konsensusu przyjętego w sprawie obrzezania, nie mieli oni zamiaru traktować "pogańskich chrześcijan", jako "właściwych" wyznawców nauk Jezusa, a raczej takich Chrześcijan inaczej. Sytuację zmieniła zapewne wojna rzymsko-żydowska i wielka emigracja Żydów. I tu dopiero zaczyna się właściwy rozwój myśli chrześcijańskiej.
W każdym razie argument, że to Jezus jest protoplastą Chrześcijaństwa jest dość naciągany, bo w zasadzie nie możemy przypisać mu żadnych oryginalnych koncepcji jego autorstwa, które by te Chrześcijaństwo konstytuowały. Większość Chrześcijańskich nauk, to wykładnia Pawła okraszona wieloma ustępstwami w kierunku tradycji greckiej i pogańskiej. W rzeczywistości Paweł dokonał tego do czego przeznaczony był Szaweł, a mianowicie zachowanie oryginalnej wykładni tory a'la Faryzeusze i skierowanie wewnątrz-żydowskich ruchów sekciarskich w kierunku przyjęcia tradycji greckiej. Ale to chyba temat do innej dyskusji.
Zaznaczyłem też jedną ważną rzecz w stosowaniu listów Pawła jako argumentu historycznego. Paweł zaznaczał, ze jeśli ktoś mu nie uwierzy w "Dobrą Nowinę" to sczeźnie w Piekle. Nie jest to argument historyka i raczej spodziewałbym się potwierdzenia jego słów z innego źródła, zanim zacznę traktować je poważnie. Przejdźmy więc do dwóch kolejnych argumentów (rzekomo) to potwierdzających.
W twojej argumentacji zauważyłem pewną taką niepewność w kwestii traktowania źródeł ponad wykładnię literalną. Coś w stylu "Nie, nie, Flawiusz powiedział tylko to i nie miał niczego innego na myśli". W ogóle zauważyłem, że większości teologom historycznych bardziej zależy na tym, żeby TYLKO potwierdzić historyczne istnienie Jezusa i nie dociekać historyczności jego działalności. Tak jest też z Flawiuszem, do którego podchodzisz z niepewnością jeśli chodzi o rzetelność jego źródła, choć raczej nie z winy autora. Tu też uważasz, że u Flawiusza najważniejszy jest argument za tym, ze potwierdza historyczność postaci Jezusa, choć niepewnie podchodzisz co do historyczności "chrystusowości" tej postaci.
Zaczynam odnosić wrażenie, że dopiero niedawno historycy chrześcijańscy złapali się na tym jak głupie byłoby potwierdzenie przez Flawiusza istnienia Jezusa jako Chrystusa. I nie chodzi o to, że Flawiusz, jako Żyd, w Chrystusa nie mógł wierzyć. Chodzi właśnie o to, że mógł w niego wierzyć.
Orygenes pisał, że Flawiusz w nie wierzył, że Jezus był Chrystusem. Oczywiście Orygenes nie napisał z czego to wnioskuje. Więc interpretujesz to po swojemu: po prostu Flawiusz wierzył w istnienie Jezusa, ale nie napisał, że był Chrystusem. Być może jednak Orygenes swoje wnioski wysnuł na podstawie innej treści. Być może Flawiusz napisał inne imię obok przydomka Chrystus. A być może Flawiusz wprost napisał o Jezusie jako samozwańczym Chrystusie, którego uważał za fałszywego Mesjasza. Możliwości jest mnóstwo, włącznie z tym, jak napisałem wyżej, że Piłat skazał po prostu Chrystusa, a Flawiusz nie napisał jakie było imię tego Chrystusa, więc Orygenes napisał, że Flawiusz nie wierzył, że to był Jezus.
Problemem jest tu znaczenie słowa Chrystus. Dziś pojmujemy je jednoznacznie, ale kiedyś słowo to oznaczało po prostu kogoś kogo posłał Bóg, co wcale nie znaczyło, że był on jego synem. Sama Ewangelia to często podkreśla mówiąc np. "Ty jesteś Mesjaszem, synem Boga prawdziwego". Skoro jest Mesjaszem to dopisywanie, że jest jeszcze synem znaczy po prostu masło maślane. W każdym razie sam Flawiusz mówi o innych Mesjaszach i wcale nie posądza ich o boże powinowactwo. Niestety pozostaje nam się dziś domyślać co tak naprawdę napisał Flawiusz. Sam fakt, że jego księga była podrabiana wielokrotnie przez Chrześcijan, raczej nie każe traktować jej fragmentów o Jezusie poważnie.
Jeśli chodzi o Tacyta to już się na ten temat wypowiedziałem. Tacyt mówi tu o pochodzeniu nazwy, a nie stwierdza historyczności Jezusa. Nie wspomina on zresztą o Jezusie tylko (jakimś) Chrystusie. Ciekawy jest jednak wątek potwierdzania przez "drugą stronę" autentyczności wydarzenia, częściowo poruszony także przez Eliahu w wątku o Jeshu.
Jak już wspomniałem wcześniej, w kulturze politeistycznej, nie ma znaczenia, czy ktoś istnieje, tylko czy założenia czyjejś wiary są lepsze. Dlatego m.in. Kelsus nigdzie nie wspomina że Jezus nie istniał, tylko wytyka błędne w logice argumenty Chrześcijan, o wyższości ich religii nad kulturą/religią grecką. Ba, Kelsus nawet uważa, że wiele elementów Chrześcijaństwa jest splagiatowanych od Greków. Najciekawsze jest jednak, że Kelsus w ogóle nie zna historii Jezusa i sam ją dopisuje na podstawie żydowskiej opowieści o Jeshu. Sam więc stara się nadać autentyczności tej postaci, a nie zaprzecza jej istnieniu.
Takie błędne argumentacje są często stosowane także współcześnie. Wrócę tu do mojego dziadka i wspomnianej Bitwy Warszawskiej. Bitwa ta jest często nazywana "Cudem nad Wisłą" i sam dziadek wierzył, że to był cud. Dziadek oczywiście cudu nie widział, ale opowiadali mu o tym... jeńcy radzieccy. Wyglądało to tak, że stronie atakującej ukazała się Matka Boska (litości! Jak już co to Boża). W każdym razie ukazała się tylko jeńcom, bo ci co uciekli w CCCP takich rzeczy nie opowiadali. No ja w każdym razie sceptycznie podchodzę do takich rewelacji.
Zwycięstwo nad Wisłą było skutkiem świetnej ofensywy Wojska Polskiego, a nie strachu Sowietów przed obliczem Matki Boskiej. Jest to bardzo dobrze udokumentowane. Problem w tym, że jak trafiasz do niewoli to mówisz to co ci co trzymają karabin chcą usłyszeć. A w przypadku Sowietów było to bardzo dobrze znane, bo wiadomo było jak tam się traktuje tchórzy. Podobny trick zastosowali ukraińscy kozacy, kiedy wpadli w ręce obrońców Lwowa w XVII w. Tu ich "wybawicielem" był Jan z Dukli. W każdym razie Polacy są narodem katolickim i rodzinnym, więc najlepiej w takich przypadkach odwoływać się do ich narodowych "zalet". I w ten sposób falsyfikat może stać się prawdą absolutną drugiej strony.
W interesie np. Żydów jest potwierdzenie istnienia Jezusa, bo na tej podstawie można wykazać błędy strony przeciwnej. Jeśli zaprzeczyliby istnieniu Jezusa, to zmuszeni byliby do udowodnienia swoich racji i wpędzeni w logiczną pułapkę w stylu "udowodnij, że coś nie istnieje". A w ówczesnym dostępie do informacji było to niemożliwe. Łatwiej jest więc pokonać kogoś kogo znamy, skoro sami go wymyliśmy.
Historyczne jest jedno. Chrześcijaństwo wyrosło na gruncie tradycji nienawiści do Żydów, po przegranej przez nich wojnie z Rzymem. W powstałym wtedy, w Jerozolimie chaosie, łatwo było wybić się wszelkim ruchom sekciarskim. Ale tę hipotezę opiszę już w następnym poście. Nie chciałbym tu być traktowany jako osoba, która tylko krytykuje, a nie ma własnego zdania. Dotyczy to też samego ukrzyżowania. Powyższym postem, chciałem tylko zaznaczyć, że argumenty Mateusza co do samych źródeł, to w dużej mierze nadinterpretacja treści, zwłaszcza tam gdzie brak szczegółów.