W Warszawie od jakiegoś czasu działa organizacja chrześcijańska, która nie wiem jaką ma nazwę. Albo jej nie ma albo mało kto ją zna.
Powszechnie identyfikuje się tą organizację, jak wiele podobnych grup, od nazwiska lidera. W tym wypadku jest nim Knut Osland, nazwijmy ją więc "Kościół Knuta".
Grupa nie jest specjalnie liczna, ale ponieważ wielu słuchaczy Odwyku się znalazło w tej grupie, to temat jakoś krąży. Dlatego przydałoby się trochę konkretniejszych informacji. Zwłaszcza, że kto wie czy ta grupa nie zrobi się kiedyś liczna.
Założenia się więc takie, że są to chrześcijanie, którzy się spotykają w ramach zorganizowanej grupy w domach, a nie w kościołach. Nie ma liturgii, sztywnych programów spotkań, jest tak bardziej "domowo". Stawia się na aktywność i na działanie, którego ostatecznym celem wydaje się być zwiększanie liczby członków grupy.
Obowiązuje też system funkcjonowania, który nazywają "uczniostwo". W praktyce oznacza to, że każdy ma swojego opiekuna, takiego starszego brata, czy jak to tam nazwać. Jego zadaniem jest uczyć, pilnować, pomagać, nadzorować. Zwykle są więc tam pary - starszy (w wierze), młodszy (w wierze). Czasem pary dobierają się naturalnie, czasem się je wyznacza odgórnie.
Ogromny nacisk stawia się na przestrzeganie zasad moralnych. Nawet w kwestiach dyskusyjnych, typu picie piwa, kontakty damsko-męskie, palenie tego czy tamtego, oglądanie tego i owego, nie zostawia się na indywidualną ocenę ani nawet na indywidualne prowadzenie przez Ducha Świętego. Wszystkich obowiązuje jedno i to samo rozumienie spraw. Przy czym "obowiązuje" nie jest tu ścisłym pojęciem, bo nie ma oficjalnych nakazów czy zakazów. Przekonywanie członków do "jedynie słusznych" poglądów odbywa się rozmowami, przekonywaniem i rozmaitymi rodzajami grupowej presji, która bardzo przypomina relacje byłych Świadków Jehowy. Jeżeli ktoś jest oporny w przyjmowaniu poglądów grupy jako swoje, jest poddawany ostracyzmowi. Zrywanie przyjaźni z powodów poglądów na tematy tego co dokładnie jest grzechem a co nie jest jednym z częściej powtarzających się wątków. Ten ostracyzm jest bolesny, bo grupa jest uformowana w taki sposób, żeby zależność od wspólnoty była ważnym elementem życia. Jeżeli ktoś się upiera przy własnym rozumieniu spraw, ostatecznie zrywa się z nim kontakt i uważa za "odstępcę".
Inna charakterystyczna sprawa: członkowie tego kościoła w kontaktach z innymi bardzo często (o ile nie przy każdym spotkaniu) zapraszają i zachęcają do dołączenia do grupy. To jest już kwestia indywidualnej oceny czy to fajne czy niefajne, ale ja widzę w tym nachalność. Bardzo miłą, przyjazną i kulturalną, ale nieprzyjemną nachalność, bo stoi za tym wrażenie, że dla zapraszającego ta jego grupa jest całym życiem, czymś niesamowicie ważnym i fundamentalnym. To zachowanie jest podobne w stylu do zachowania członków MLM-ów - jeżeli ktoś miał okazje doświadczyć "werbowania", ten łatwo zrozumie o co chodzi.
I tu jest problem.
Bo niezależnie od szczerości ludzi, od autentycznego działania Boga (a bo było faktycznie, przynajmniej rok temu, potwierdzam), od fajnej filozofii stawiającej na aktywność i wychodzenie do ludzi, charakterystyka zachowań członków kościoła straszliwie przypomina zachowania w grupach psychicznej manipulacji, których najbardziej znanym przykładem są Świadkowie Jehowy.
Skąd wiem jak to wygląda?
Raz: bo w ostatnim miesiącu miałem rozmowy z kilkunastoma osobami, którzy albo byli poddawani manipulacjom ze strony członków grupy, albo byli tego świadkami albo sami je uskuteczniali. Przegadałem długie godziny i szczerze mówiąc dużo więcej niż bym chciał. Relacje są zgodne, są spójne i są wiarygodne. Niestety. Za dużo tego jest, żeby to uznać za wyjątki czy wynik jakiegoś indywidualnego żalu czy urazu kogoś do kogoś.
Dwa: bo widzę zmiany w ludziach. Jak powiedziałem, znam wielu z byłych słuchaczy Odwyku, którzy działają w tej grupie, dlatego mogłem obserwować jak ich to zmienia. No i nie za fajnie zmienia. Zdecydowana większość z nich ma objawy, które są typowe dla grup typu "Świadkowie Jehowy":
Powiesz: ja tam nic nie widziałem, nie rozumiem o co ci chodzi.
Na pewno wielu nie zaobserwowało i nie doświadczyło nic poza "przecież to fajni ludzie". A czy ja mówię, że nie fajni? Rok temu ja też uważałem, że to fajni ludzie i nic poza tym. Żadnych większych problemów. No, może co najwyżej szef przesadza z bezczelnością we włażeniu ludziom w ich życie. Ale ma jak najlepsze intencje.
Chciałem, żeby tak było.
Tego, że ludzie są fajni i w zdecydowanej większości mają tylko szczere zamiary i dobre intencje, to ja jestem pewny akurat. A czy Świadkowie Jehowy to nie są fajni ludzie? Pewnie, że fajni. A ci, którzy cię namawiają na MLM to co, potwory jakieś? Oczywiście, że nie.
Poza tym nie rozmawiamy o rzeczach, które każdy ma wypisane na czole. Nie da się ich zauważyć, a już na pewno nie na tym pierwszym etapie wchodzenia w grupę, kiedy nikt niczego od ciebie nie chce, wszyscy są mili i hojni, czuli i uśmiechają się i jest jak w raju.
Dosłownie jak z wiersza Andrzeja Bursy.
Mechanizmem jest zawsze ten sam: najpierw musisz poczuć, że u nas jest cudownie. Następnie musisz poczuć, że nawet jak gdzie indziej jest fajnie, to poza naszą fajnością innej nie potrzebujesz. A potem stajesz się częścią grupy i pniesz się po szczeblach coraz głębszej wiedzy i coraz ważniejszych wtajemniczeń. A im bardziej się angażujesz, im bardziej jesteś gorliwy i posłuszny, tym bliżej jesteś szczytów, z których płynie światło.
Jak masz zobaczyć cały ten mechanizm kiedy jesteś na pierwszym etapie? Nie tak łatwo.
Może największa bieda w tym wszystkim polega na tym, że większość członków takiej grupy działa zupełnie nieświadomie. Ostracyzm za złe poglądy i zachowania, miłość za dobre - to przychodzi naturalnie. Strach przed utratą akceptacji grupy naprawdę potrafi działać cuda. Odpowiednio duża dawka i dasz się przekonać, że Biblia zakazuje używania papieru toaletowego. I będziesz święcie w to wierzyć. I będziesz wpajać to następnym, manipulując nimi (niekoniecznie świadomie) w imię wyższych celów. Ten strach przed utratą miejsca w grupie plus autorytet lidera i afirmacja grupy są w stanie zmienić ludzi w roboty.
Miłe, fajne, sympatyczne, dobre. Ale jednak roboty.
I tyle na ten temat ode mnie.
Po co w ogóle ten wątek?
Bo chciałbym, żeby ci, którzy mieli swoje doświadczenia napisali o nich. Tutaj, gdzie każdy może przeczytać i się odnieść. Im więcej faktów, tym mniej zgadywania. Ja nie mogę powtarzać wszystkiego co mi ludzie w zaufaniu mówią, ale mogę ich poprosić, żeby sami napisali co widzieli.
Tyle mogę.
Więc jeżeli widziałeś efekty, o których mówię, potwierdź i opowiedz co wiesz. Jeżeli uważasz, że źle to widzę, to sprostuj co się nie zgadza i napisz dlaczego tak uważasz.
To jest forum, to jest miejsce do rozmów. Na traktowanie z góry, poniżanie, groźby i inne formy agresji słownej nie pozwolę, ale opinie można mieć jakie tylko kto chce. Nie wiem jak ty, ale ja na przykład chętnie zmienię zdanie. Chciałbym, żeby to wszystko okazało się jednym wielkim nieporozumieniem. Będzie mi głupio, ale to naprawdę mniej ważne.
Może też się też tak stać, że pod wpływem szczerych rozmów na niezależnym gruncie, ta organizacja zmieni się od środka i poprawi to co niepotrzebne i szkodliwe! To by było w ogóle najfajniej.
No, a jeżeli chcesz dołączyć do kościoła Knuta to jak najbardziej! Przecież to nie potwory, jak mówię, przeciwnie, to ludzie którym autentycznie zależy.
Ja tylko mówię, że jak wszystko inne, robisz to na swoją odpowiedzialność i, jak wszystko inne, angażowanie się w organizacje ma swoje konsekwencje. Dla ciebie i innych. I może mieć duże. Dlatego mądrze jest się dowiadywać z czym się ewentualnie trzeba liczyć dołączając tu albo tam i do jakiego stopnia powinieneś się spodziewać ingerencji w swoje życie.
A ten kto więcej wie, więcej może pomóc. Pisz więc.
Pamiętajcie też, że to przecież nie jedyna organizacja skupiająca chrześcijan na świecie. Jeżeli Bóg tam działa, to nie znaczy że nie będzie działać gdzie indziej. Nie traktujcie nigdy żadnej grupy jako stałe miejsce zameldowania Boga. Kościół należy do Jezusa, nie do Knuta. Ani do papieża. Ani do Ciała Kierowniczego Świadków Jehowy. Ani do "twojego" pastora.
Jest przecież tylko jedna osoba, którą Jezus ustanowił jako kierownika wspólnoty wierzących na swoje miejsce. Nie, nie jest to Maria. I nie, nie jest to apostoł Piotr. To Duch Święty. Jezus mówił o tym wprost i jednoznacznie.
No to tyle ode mnie. Piszcie o swoich doświadczeniach, obserwacjach, opiniach.
Martin
Powszechnie identyfikuje się tą organizację, jak wiele podobnych grup, od nazwiska lidera. W tym wypadku jest nim Knut Osland, nazwijmy ją więc "Kościół Knuta".
Grupa nie jest specjalnie liczna, ale ponieważ wielu słuchaczy Odwyku się znalazło w tej grupie, to temat jakoś krąży. Dlatego przydałoby się trochę konkretniejszych informacji. Zwłaszcza, że kto wie czy ta grupa nie zrobi się kiedyś liczna.
Założenia się więc takie, że są to chrześcijanie, którzy się spotykają w ramach zorganizowanej grupy w domach, a nie w kościołach. Nie ma liturgii, sztywnych programów spotkań, jest tak bardziej "domowo". Stawia się na aktywność i na działanie, którego ostatecznym celem wydaje się być zwiększanie liczby członków grupy.
Obowiązuje też system funkcjonowania, który nazywają "uczniostwo". W praktyce oznacza to, że każdy ma swojego opiekuna, takiego starszego brata, czy jak to tam nazwać. Jego zadaniem jest uczyć, pilnować, pomagać, nadzorować. Zwykle są więc tam pary - starszy (w wierze), młodszy (w wierze). Czasem pary dobierają się naturalnie, czasem się je wyznacza odgórnie.
Ogromny nacisk stawia się na przestrzeganie zasad moralnych. Nawet w kwestiach dyskusyjnych, typu picie piwa, kontakty damsko-męskie, palenie tego czy tamtego, oglądanie tego i owego, nie zostawia się na indywidualną ocenę ani nawet na indywidualne prowadzenie przez Ducha Świętego. Wszystkich obowiązuje jedno i to samo rozumienie spraw. Przy czym "obowiązuje" nie jest tu ścisłym pojęciem, bo nie ma oficjalnych nakazów czy zakazów. Przekonywanie członków do "jedynie słusznych" poglądów odbywa się rozmowami, przekonywaniem i rozmaitymi rodzajami grupowej presji, która bardzo przypomina relacje byłych Świadków Jehowy. Jeżeli ktoś jest oporny w przyjmowaniu poglądów grupy jako swoje, jest poddawany ostracyzmowi. Zrywanie przyjaźni z powodów poglądów na tematy tego co dokładnie jest grzechem a co nie jest jednym z częściej powtarzających się wątków. Ten ostracyzm jest bolesny, bo grupa jest uformowana w taki sposób, żeby zależność od wspólnoty była ważnym elementem życia. Jeżeli ktoś się upiera przy własnym rozumieniu spraw, ostatecznie zrywa się z nim kontakt i uważa za "odstępcę".
Inna charakterystyczna sprawa: członkowie tego kościoła w kontaktach z innymi bardzo często (o ile nie przy każdym spotkaniu) zapraszają i zachęcają do dołączenia do grupy. To jest już kwestia indywidualnej oceny czy to fajne czy niefajne, ale ja widzę w tym nachalność. Bardzo miłą, przyjazną i kulturalną, ale nieprzyjemną nachalność, bo stoi za tym wrażenie, że dla zapraszającego ta jego grupa jest całym życiem, czymś niesamowicie ważnym i fundamentalnym. To zachowanie jest podobne w stylu do zachowania członków MLM-ów - jeżeli ktoś miał okazje doświadczyć "werbowania", ten łatwo zrozumie o co chodzi.
I tu jest problem.
Bo niezależnie od szczerości ludzi, od autentycznego działania Boga (a bo było faktycznie, przynajmniej rok temu, potwierdzam), od fajnej filozofii stawiającej na aktywność i wychodzenie do ludzi, charakterystyka zachowań członków kościoła straszliwie przypomina zachowania w grupach psychicznej manipulacji, których najbardziej znanym przykładem są Świadkowie Jehowy.
Skąd wiem jak to wygląda?
Raz: bo w ostatnim miesiącu miałem rozmowy z kilkunastoma osobami, którzy albo byli poddawani manipulacjom ze strony członków grupy, albo byli tego świadkami albo sami je uskuteczniali. Przegadałem długie godziny i szczerze mówiąc dużo więcej niż bym chciał. Relacje są zgodne, są spójne i są wiarygodne. Niestety. Za dużo tego jest, żeby to uznać za wyjątki czy wynik jakiegoś indywidualnego żalu czy urazu kogoś do kogoś.
Dwa: bo widzę zmiany w ludziach. Jak powiedziałem, znam wielu z byłych słuchaczy Odwyku, którzy działają w tej grupie, dlatego mogłem obserwować jak ich to zmienia. No i nie za fajnie zmienia. Zdecydowana większość z nich ma objawy, które są typowe dla grup typu "Świadkowie Jehowy":
- podporządkowanie życia jednostki życiu grupy
- polaryzacja świata (albo jesteś z nami, albo przeciw nam)
- hermetyzacja
- utrzymywanie kontaktu tylko z tymi, którzy są potencjalnym zyskiem dla grupy
- zrywanie kontaktów ze tymi, których się postrzega jako zagrożenie dla grupy
- obsesyjne przestrzeganie odgórnie wyznaczonych zasad
- rezygnacja z własnych dążeń, zainteresowań, hobby
- częste odwoływanie się do zasad grupy, cytowanie słów liderów, powtarzanie haseł
- wewnętrzny język
- kult lidera
- kult władzy
Powiesz: ja tam nic nie widziałem, nie rozumiem o co ci chodzi.
Na pewno wielu nie zaobserwowało i nie doświadczyło nic poza "przecież to fajni ludzie". A czy ja mówię, że nie fajni? Rok temu ja też uważałem, że to fajni ludzie i nic poza tym. Żadnych większych problemów. No, może co najwyżej szef przesadza z bezczelnością we włażeniu ludziom w ich życie. Ale ma jak najlepsze intencje.
Chciałem, żeby tak było.
Tego, że ludzie są fajni i w zdecydowanej większości mają tylko szczere zamiary i dobre intencje, to ja jestem pewny akurat. A czy Świadkowie Jehowy to nie są fajni ludzie? Pewnie, że fajni. A ci, którzy cię namawiają na MLM to co, potwory jakieś? Oczywiście, że nie.
Poza tym nie rozmawiamy o rzeczach, które każdy ma wypisane na czole. Nie da się ich zauważyć, a już na pewno nie na tym pierwszym etapie wchodzenia w grupę, kiedy nikt niczego od ciebie nie chce, wszyscy są mili i hojni, czuli i uśmiechają się i jest jak w raju.
Dosłownie jak z wiersza Andrzeja Bursy.
Mechanizmem jest zawsze ten sam: najpierw musisz poczuć, że u nas jest cudownie. Następnie musisz poczuć, że nawet jak gdzie indziej jest fajnie, to poza naszą fajnością innej nie potrzebujesz. A potem stajesz się częścią grupy i pniesz się po szczeblach coraz głębszej wiedzy i coraz ważniejszych wtajemniczeń. A im bardziej się angażujesz, im bardziej jesteś gorliwy i posłuszny, tym bliżej jesteś szczytów, z których płynie światło.
Jak masz zobaczyć cały ten mechanizm kiedy jesteś na pierwszym etapie? Nie tak łatwo.
Może największa bieda w tym wszystkim polega na tym, że większość członków takiej grupy działa zupełnie nieświadomie. Ostracyzm za złe poglądy i zachowania, miłość za dobre - to przychodzi naturalnie. Strach przed utratą akceptacji grupy naprawdę potrafi działać cuda. Odpowiednio duża dawka i dasz się przekonać, że Biblia zakazuje używania papieru toaletowego. I będziesz święcie w to wierzyć. I będziesz wpajać to następnym, manipulując nimi (niekoniecznie świadomie) w imię wyższych celów. Ten strach przed utratą miejsca w grupie plus autorytet lidera i afirmacja grupy są w stanie zmienić ludzi w roboty.
Miłe, fajne, sympatyczne, dobre. Ale jednak roboty.
I tyle na ten temat ode mnie.
Po co w ogóle ten wątek?
Bo chciałbym, żeby ci, którzy mieli swoje doświadczenia napisali o nich. Tutaj, gdzie każdy może przeczytać i się odnieść. Im więcej faktów, tym mniej zgadywania. Ja nie mogę powtarzać wszystkiego co mi ludzie w zaufaniu mówią, ale mogę ich poprosić, żeby sami napisali co widzieli.
Tyle mogę.
Więc jeżeli widziałeś efekty, o których mówię, potwierdź i opowiedz co wiesz. Jeżeli uważasz, że źle to widzę, to sprostuj co się nie zgadza i napisz dlaczego tak uważasz.
To jest forum, to jest miejsce do rozmów. Na traktowanie z góry, poniżanie, groźby i inne formy agresji słownej nie pozwolę, ale opinie można mieć jakie tylko kto chce. Nie wiem jak ty, ale ja na przykład chętnie zmienię zdanie. Chciałbym, żeby to wszystko okazało się jednym wielkim nieporozumieniem. Będzie mi głupio, ale to naprawdę mniej ważne.
Może też się też tak stać, że pod wpływem szczerych rozmów na niezależnym gruncie, ta organizacja zmieni się od środka i poprawi to co niepotrzebne i szkodliwe! To by było w ogóle najfajniej.
No, a jeżeli chcesz dołączyć do kościoła Knuta to jak najbardziej! Przecież to nie potwory, jak mówię, przeciwnie, to ludzie którym autentycznie zależy.
Ja tylko mówię, że jak wszystko inne, robisz to na swoją odpowiedzialność i, jak wszystko inne, angażowanie się w organizacje ma swoje konsekwencje. Dla ciebie i innych. I może mieć duże. Dlatego mądrze jest się dowiadywać z czym się ewentualnie trzeba liczyć dołączając tu albo tam i do jakiego stopnia powinieneś się spodziewać ingerencji w swoje życie.
A ten kto więcej wie, więcej może pomóc. Pisz więc.
Pamiętajcie też, że to przecież nie jedyna organizacja skupiająca chrześcijan na świecie. Jeżeli Bóg tam działa, to nie znaczy że nie będzie działać gdzie indziej. Nie traktujcie nigdy żadnej grupy jako stałe miejsce zameldowania Boga. Kościół należy do Jezusa, nie do Knuta. Ani do papieża. Ani do Ciała Kierowniczego Świadków Jehowy. Ani do "twojego" pastora.
Jest przecież tylko jedna osoba, którą Jezus ustanowił jako kierownika wspólnoty wierzących na swoje miejsce. Nie, nie jest to Maria. I nie, nie jest to apostoł Piotr. To Duch Święty. Jezus mówił o tym wprost i jednoznacznie.
No to tyle ode mnie. Piszcie o swoich doświadczeniach, obserwacjach, opiniach.
Martin