2017-06-08, 02:13 PM
(2017-06-08, 01:16 PM)petrus z a napisał(a): Problem polega na tym że tak działa bardzo zdecydowana większość grup. Jest tak cholernie ciężko znaleźć ludzi by chcieli robić coś pożytecznego dla innych że szkoda gadać. Większość skupia się jedynie na pilnowaniu się nawzajem, upominaniu się albo robieniu sobie dobrze. Cholera zaraza jakaś czy co?
No, to trochę prawda, że to są zjawiska co występują dość często w grupach chrześcijan (i nie tylko). Że sobie siedzą i jest im dobrze, i się tylko nadzorują wszyscy nawzajem i tyle. Ale tutaj chodzi o inne rzeczy trochę. Są różnice.
Po pierwsze: jest różnica czy te zjawiska są powszechne czy sporadyczne. W kościele baptystów też mnie tam ofukali, że piję puszkę Coli na nabożeństwie albo że w krótkich spodenkach w świętej ławce na świętym kazaniu siedzę. Ale to były niektóre osoby, a nie cały kościół.
Po drugie: jest różnica czy jest to oddolne czy odgórne. Tępienie za picie na nabożeństwie nie było odgórnym wymaganiem, tylko czyimś indywidualnym poglądem. Naciski były, pewnie, ale nie pochodziły z góry, poprzez szczeble hierarchii na sam dół, ani raporty nie chodziły w drugą stronę.
Po trzecie: używa się innych metod, żeby przeciągać na swoją stronę. Jeżeli komuś się nie podobało, że święte miejsce brukam zbyt krótką nogawką, to mnie ktoś albo zbluzgał albo krzywo patrzył albo nawet gadał po kątach o tym. Ale nie czułem groźby, że za nogawkę się ze mną przestaje rozmawiać. Nie zastraszano mnie ostracyzmem. Nie przekupywano pochlebstwem. Nie uzależniano od życia wspólnotowego i akceptacji grupy. Nie wmawiano przy każdej okazji, że wszystko co robię to grzech i nieczystość, a nawet jak nie jest, to za chwilę będzie, więc tak naprawdę jedyną szansą w praktyce jest opieka grupy, bo Jezus Jezusem, ale sam to ty sobie nie poradzisz, bracie.
Po czwarte: inna była rola kościoła i liderów. U Baptystów, przykładowo, akceptowano powszechnie koncepcję, że tak ostatecznie to każdy indywidualnie odpowiada przed Jezusem za swoje życie. A nie, jak u Knuta, że za twoje życie odpowiada lider, czego konsekwencja jest to, że masz się przed nim tłumaczyć. Kościół był miejscem, gdzie ludzie o wspólnych zapatrywaniach próbują coś robić razem. U Knuta kościół jest miejscem, gdzie ludzie którzy próbują robić coś razem mają mieć wspólne zapatrywania.
Na pewno jest więcej różnic, albo może lepiej da się jest przedstawić, ale naprawdę nie tak łatwo jasno ubrać w słowa te różne zjawiska. Staram się jak mogę, a też bardzo chcę być przy tym tak uczciwy jak się da, a to co wątpliwe widzieć na korzyść.
Między kościołami tradycyjnymi a organizacjami typu Świadkowie Jehowy jest przepaść. I wcale nie upiększam obrazu kościołów, że to takie wspaniałe nagle grupy. Nie są, ale o ile głównym problemem kościołów jest to, że zarażają ludzi biernością i czynią ich mało użytecznymi, to te drugie grupy zmieniają ludzi w zombie. Kiedy się wychodzi z Kościoła Zielonoświątkowego czy Baptystów to człowiek z miesiąc czy dwa jest smutny albo zły. Ale kiedy wychodzi od Świadków Jehowy to musi się leczyć. Parę lat.
Taka jest różnica.