2017-09-13, 04:57 PM
Sądzę, że sprawa rozbija się o podstawowe pojęcia zawarte w Piśmie Świętym i o to, co jest prawdą, a co kłamstwem.
Nie może przecież istnieć Bóg jako jedna osoba i trójjedyny jednocześnie. Nie może być jednocześnie duszy śmiertelnej i nieśmiertelnej.
Można oczywiście kombinować, próbować pogodzić oba twierdzenia, ale według mnie jest to bardzo złe.
Ponieważ są to rzeczy fundamentalne, stanowiące często o sposobie myślenia społeczeństw warto się pochylić nad tymi sprawami.
Są te terminy dosyć abstrakcyjne, trudne czasem do uchwycenia, jednak bez ich rozważenia nie da się zrozumieć części zjawisk dziejących się w Kościołach.
Jeśli bowiem dusza jest nieśmiertelna, to po co Jezus umarł raz na krzyżu za nasze grzechy? Jeśli po grzechu pierwszych ludzi człowiek żyje i tylko przechodzi z jednego stanu w drugi to sens ofiary Chrystusa rozmywa się, staje się nieistotny.
I jeśli Bóg może umrzeć, podkreślam, ten Bóg, ten Jedyny, to czy nie byłby wtedy istotą podrzędną wobec diabła, który Go, Jedynego, uśmiercił!?
I czy - w końcu - chrześcijaństwo nie staje się solą, która traci swój smak, która jest zdatna tylko do wyrzucenia, czy to nie przypadkiem pogoń za mamoną, władzą nie toczy, nie zżera chrześcijan od środka?
Nie może przecież istnieć Bóg jako jedna osoba i trójjedyny jednocześnie. Nie może być jednocześnie duszy śmiertelnej i nieśmiertelnej.
Można oczywiście kombinować, próbować pogodzić oba twierdzenia, ale według mnie jest to bardzo złe.
Ponieważ są to rzeczy fundamentalne, stanowiące często o sposobie myślenia społeczeństw warto się pochylić nad tymi sprawami.
Są te terminy dosyć abstrakcyjne, trudne czasem do uchwycenia, jednak bez ich rozważenia nie da się zrozumieć części zjawisk dziejących się w Kościołach.
Jeśli bowiem dusza jest nieśmiertelna, to po co Jezus umarł raz na krzyżu za nasze grzechy? Jeśli po grzechu pierwszych ludzi człowiek żyje i tylko przechodzi z jednego stanu w drugi to sens ofiary Chrystusa rozmywa się, staje się nieistotny.
I jeśli Bóg może umrzeć, podkreślam, ten Bóg, ten Jedyny, to czy nie byłby wtedy istotą podrzędną wobec diabła, który Go, Jedynego, uśmiercił!?
I czy - w końcu - chrześcijaństwo nie staje się solą, która traci swój smak, która jest zdatna tylko do wyrzucenia, czy to nie przypadkiem pogoń za mamoną, władzą nie toczy, nie zżera chrześcijan od środka?