2016-02-23, 02:26 AM
Myślę, że mówimy o tym samym, ale ja używam słów Pawła, a Ty słów Jakuba. I myślę, że tak jak między Pawłem i Jakubem nie było sprzeczności, tak samo my się zgadzamy, tylko gdzie indziej kładziemy akcent i inaczej rozumiemy pewne słowa.
Kiedy mówię, że chrześcijanin może grzeszyć, to nie mam na myśli, że jak teraz pójdę zabić dwudziestu ludzi, to Bogu będzie wszystko jedno, bo Jezus już za mnie umarł. Mówię wtedy o tym, że jeśli czasem coś pójdzie nie tak i zgrzeszę, to nie grozi mi za to potępienie. Mam tą świadomość i nie muszę już drżeć w strachu przed sądem. Absolutnie nie oznacza to przyzwolenia na grzech. Uczynki są owocem łaski, świadectwem tego, że człowiek narodził się na nowo. Łaska powoduje, że człowiek nie tylko jest uwolniony od konsekwencji grzechu, ale też nie ma ochoty grzeszyć, brzydzi się tym. Unika zła już nie ze względu na prawo i świadomość konsekwencji, ale ze względu na swoją relację z Bogiem i chęć trwania w niej. Jego motywacją nie jest strach, lecz miłość.
Przykład praktyczny: wkurzył mnie dziś jeden człowiek na Allegro, wysłał mi zupełnie co innego niż kupiłem i pocztą zamiast kurierem, więc czekałem tydzień zamiast dwa dni. Napisałem do niego maila, w którym w mocnych słowach podsumowałem moje wrażenia z przebiegu tej transakcji i szorstko napisałem czego oczekuję. To nie było w porządku, powinienem się uspokoić i wyjaśnić sprawę na luzie. I to, że jestem chrześcijaninem nie sprawia nagle, że jest okej i mogę tak reagować. To było złe i Bóg nie jest zadowolony z tego powodu. Ale nie muszę się już martwić o to, jaki ten incydent ma wpływ na mój fundusz zbawieniowy i ile dobrych uczynków muszę dopłacić, żeby wyjść na plus. Schrzaniłem sprawę, ale w oczach Boga jestem czysty, bo Jezus umarł za mój grzech i dopóki chcę żyć tak, jak on żył, dopóty mam czyste konto. Mogę wziąć trzy głębokie oddechy, przeprosić tego faceta, zastanowić się co było źle i następnym razem nie zrobić tego samego. Nie dlatego, że coś mi grozi ale dlatego, że Jezus jest szefem. Nie muszę przestrzegać żadnego prawa, mogę to zrobić z miłości do Boga i drugiego człowieka.
A jak się znowu potknę, to znowu wstanę, otrzepię się i pójdę dalej. Żadna dziura w chodniku mnie nie zatrzyma, każda nauczy mnie tylko jak uniknąć kolejnej. I nawet jeśli potknę się tysiąc razy, to Bóg na to przymknie oko, bo moim celem jest dojście do niego na jego zasadach. Więc może nie "mógłbym grzeszyć do woli" tak jak to napisałem, ale mógłbym grzeszyć tyle, ile będzie trzeba - dopóki to jest wbrew mojej woli.
Kiedy mówię, że chrześcijanin może grzeszyć, to nie mam na myśli, że jak teraz pójdę zabić dwudziestu ludzi, to Bogu będzie wszystko jedno, bo Jezus już za mnie umarł. Mówię wtedy o tym, że jeśli czasem coś pójdzie nie tak i zgrzeszę, to nie grozi mi za to potępienie. Mam tą świadomość i nie muszę już drżeć w strachu przed sądem. Absolutnie nie oznacza to przyzwolenia na grzech. Uczynki są owocem łaski, świadectwem tego, że człowiek narodził się na nowo. Łaska powoduje, że człowiek nie tylko jest uwolniony od konsekwencji grzechu, ale też nie ma ochoty grzeszyć, brzydzi się tym. Unika zła już nie ze względu na prawo i świadomość konsekwencji, ale ze względu na swoją relację z Bogiem i chęć trwania w niej. Jego motywacją nie jest strach, lecz miłość.
Przykład praktyczny: wkurzył mnie dziś jeden człowiek na Allegro, wysłał mi zupełnie co innego niż kupiłem i pocztą zamiast kurierem, więc czekałem tydzień zamiast dwa dni. Napisałem do niego maila, w którym w mocnych słowach podsumowałem moje wrażenia z przebiegu tej transakcji i szorstko napisałem czego oczekuję. To nie było w porządku, powinienem się uspokoić i wyjaśnić sprawę na luzie. I to, że jestem chrześcijaninem nie sprawia nagle, że jest okej i mogę tak reagować. To było złe i Bóg nie jest zadowolony z tego powodu. Ale nie muszę się już martwić o to, jaki ten incydent ma wpływ na mój fundusz zbawieniowy i ile dobrych uczynków muszę dopłacić, żeby wyjść na plus. Schrzaniłem sprawę, ale w oczach Boga jestem czysty, bo Jezus umarł za mój grzech i dopóki chcę żyć tak, jak on żył, dopóty mam czyste konto. Mogę wziąć trzy głębokie oddechy, przeprosić tego faceta, zastanowić się co było źle i następnym razem nie zrobić tego samego. Nie dlatego, że coś mi grozi ale dlatego, że Jezus jest szefem. Nie muszę przestrzegać żadnego prawa, mogę to zrobić z miłości do Boga i drugiego człowieka.
A jak się znowu potknę, to znowu wstanę, otrzepię się i pójdę dalej. Żadna dziura w chodniku mnie nie zatrzyma, każda nauczy mnie tylko jak uniknąć kolejnej. I nawet jeśli potknę się tysiąc razy, to Bóg na to przymknie oko, bo moim celem jest dojście do niego na jego zasadach. Więc może nie "mógłbym grzeszyć do woli" tak jak to napisałem, ale mógłbym grzeszyć tyle, ile będzie trzeba - dopóki to jest wbrew mojej woli.
Treść powyższego postu odzwierciedla zdanie autora w chwili jego napisania. Autor zastrzega sobie prawo do zmiany zdania w przyszłości. Jeśli autor powyższego postu gada głupoty, to krzycz na niego.