2016-03-30, 12:16 AM
Hm, no nie wiem. Co innego mam na myśli, kiedy mówię mojej dziewczynie, że ją kocham. Co innego, kiedy moim rodzicom. Jeszcze co innego, kiedy Bogu. Wszędzie tam jest ten jeden, wspólny element miłości, jest też jeden cel - miłość bliźniego taka, jakiej Bóg oczekuje. We wszystkich tych przypadkach jest (albo powinien być) element świadomego wyboru - nie tylko samo uczucie. Ale równocześnie każda z tych miłości ma swój unikatowy zapach.
Miłość do rodziców jest dla mnie nierozerwalnie związana z wieloma latami życia z nimi, dorastania na ich wkładzie we mnie. To nie jest warunek albo przyczyna tej miłości, ale jakiś jej element, który odróżnia ją od innych. Młody jestem i teraz to są ludzie, którzy dali mi najwięcej rzeczy, za które mogę ich kochać. Za dwadzieścia lat może będę wiedział, czy z czasem to się zmienia.
Miłość do mojej dziewczyny to przede wszystkim decyzja, że chcę być akurat z nią i będę inwestował w to, żeby ten związek był trwały. Tym bardziej, im bardziej będzie pod górkę albo nie po drodze. Poza tym wiem, że ta miłość to jakiś etap przejściowy, po którym przychodzi małżeństwo i jeszcze inny rodzaj miłości - miłość, w której złożyło się przysięgę i wtedy już trzeba się z niej wywiązać. W małżeństwie jest jeszcze jeden rodzaj miłości, który opisuje właśnie trzecie z tych czterech greckich słów: eros.
Miłość do Boga też ma dla mnie fundament zdecydowanej, poważnej decyzji, ale w odpowiedzi na nią przychodzi miłość od Boga - nieporównywalnie większa, tak potężna, że nie jestem w stanie odpowiedzieć równie silnym uczuciem. Nie wiem, z czego bierze się to przytłoczenie. Może z tego, że zupełnie na nią nie zasłużyłem. Ze strony Boga też jest to jakaś decyzja - oddał swojego nieskazitelnego Syna za mnie, grzesznika. Ja nie mogę oddać aż tyle, więc staram się choć tyle, ile mogę.
Jeszcze inną miłość czuję do przyjaciela, bratniej duszy. Ta jest chyba najłatwiejsza, bo nie wymaga tylu wyrzeczeń. Przyjaciele dobierają się, bo już są podobni. Trudniej kocha się ludzi innych od siebie.
A miłość do wroga? Znów kwestia decyzji, bo jeśli nie z decyzji go kochać, to za co? Ten nie ma pewnie ze mną nic wspólnego, a jeśli ma, to moje ludzkie podejście wolałoby to ukryć. Może właśnie taka miłość jest najszlachetniejsza i przychodzi najtrudniej.
I czuję, Gerald, tak jak Ty, że wszystkie te miłości są gdzieś głęboko takie same. Że z tego samego miejsca wypływają, ten sam Stwórca je we mnie wlewa. Ale każda jest inna! Ciebie też kocham, ale jeszcze inaczej. Ty też na pewno inaczej kochasz żonę, a inaczej dzieci. Trochę jak z diamentami - sam węgiel, i w każdym ułożony w dokładnie taki sam sposób, ale nie znajdziesz dwóch identycznych. Chociaż diament to diament, zawsze taki sam.
Słowa służą wyrażaniu myśli, a myśl może być głęboka lub płytka. Grecy byli dobrzy w myśleniu, czasem może aż do przesady - dlatego teraz zastanawiamy się, czy agape i phileo to to samo. Z drugiej strony dla nas i phileo, i eros to po prostu miłość, a przecież są tak różne. Najwyraźniej przez te 2000 lat te miłości zlały się na tyle, że nie potrzebujemy już odróżniać ich w języku. Prymitywniejemy uczuciowo.
Miłość do rodziców jest dla mnie nierozerwalnie związana z wieloma latami życia z nimi, dorastania na ich wkładzie we mnie. To nie jest warunek albo przyczyna tej miłości, ale jakiś jej element, który odróżnia ją od innych. Młody jestem i teraz to są ludzie, którzy dali mi najwięcej rzeczy, za które mogę ich kochać. Za dwadzieścia lat może będę wiedział, czy z czasem to się zmienia.
Miłość do mojej dziewczyny to przede wszystkim decyzja, że chcę być akurat z nią i będę inwestował w to, żeby ten związek był trwały. Tym bardziej, im bardziej będzie pod górkę albo nie po drodze. Poza tym wiem, że ta miłość to jakiś etap przejściowy, po którym przychodzi małżeństwo i jeszcze inny rodzaj miłości - miłość, w której złożyło się przysięgę i wtedy już trzeba się z niej wywiązać. W małżeństwie jest jeszcze jeden rodzaj miłości, który opisuje właśnie trzecie z tych czterech greckich słów: eros.
Miłość do Boga też ma dla mnie fundament zdecydowanej, poważnej decyzji, ale w odpowiedzi na nią przychodzi miłość od Boga - nieporównywalnie większa, tak potężna, że nie jestem w stanie odpowiedzieć równie silnym uczuciem. Nie wiem, z czego bierze się to przytłoczenie. Może z tego, że zupełnie na nią nie zasłużyłem. Ze strony Boga też jest to jakaś decyzja - oddał swojego nieskazitelnego Syna za mnie, grzesznika. Ja nie mogę oddać aż tyle, więc staram się choć tyle, ile mogę.
Jeszcze inną miłość czuję do przyjaciela, bratniej duszy. Ta jest chyba najłatwiejsza, bo nie wymaga tylu wyrzeczeń. Przyjaciele dobierają się, bo już są podobni. Trudniej kocha się ludzi innych od siebie.
A miłość do wroga? Znów kwestia decyzji, bo jeśli nie z decyzji go kochać, to za co? Ten nie ma pewnie ze mną nic wspólnego, a jeśli ma, to moje ludzkie podejście wolałoby to ukryć. Może właśnie taka miłość jest najszlachetniejsza i przychodzi najtrudniej.
I czuję, Gerald, tak jak Ty, że wszystkie te miłości są gdzieś głęboko takie same. Że z tego samego miejsca wypływają, ten sam Stwórca je we mnie wlewa. Ale każda jest inna! Ciebie też kocham, ale jeszcze inaczej. Ty też na pewno inaczej kochasz żonę, a inaczej dzieci. Trochę jak z diamentami - sam węgiel, i w każdym ułożony w dokładnie taki sam sposób, ale nie znajdziesz dwóch identycznych. Chociaż diament to diament, zawsze taki sam.
Słowa służą wyrażaniu myśli, a myśl może być głęboka lub płytka. Grecy byli dobrzy w myśleniu, czasem może aż do przesady - dlatego teraz zastanawiamy się, czy agape i phileo to to samo. Z drugiej strony dla nas i phileo, i eros to po prostu miłość, a przecież są tak różne. Najwyraźniej przez te 2000 lat te miłości zlały się na tyle, że nie potrzebujemy już odróżniać ich w języku. Prymitywniejemy uczuciowo.
Treść powyższego postu odzwierciedla zdanie autora w chwili jego napisania. Autor zastrzega sobie prawo do zmiany zdania w przyszłości. Jeśli autor powyższego postu gada głupoty, to krzycz na niego.