Po pierwsze, nie uważam, że istnieją konflity religijne. Myślę, że istnieją konflikty światopoglądowe a światopoglądy mogą być świeckie, religijne albo 'coś-pomiędzy'. Nie widzę sennsu rozpatyrywać religijnych jako osobnej kategorii.
Za czasów Saddama Huseina (niech go piekło pochłonie) w Iraku była dyktatura która za nic miała sobie poglądy jakichkolwiek opcji światopoglądowych i każdego równo trzymała za mordę.
A byli tam:
-sunnici, powiązani z "Bractwem Muzułmańskim"- zwolennicy odtworzenia kalifatu, 40%
-szyich, powiązani z Iranem - zwolennicy rewolucji islamskiej i utworzenia "Islamskiej Republiki" na wzór Iranu,20%
-świeccy nacjonaliści-socjaliści, zwolennicy Saddama i utrzymania tego co jest, 30%
-Kurdowie, zwolennicy tego aby wszyscy zostawili ich w spokoju i poszli do diabła. 10%
(liczby mniej-więcej, ale zmyślone
)
Za Saddama nikt oprócz zwolenników Saddama nie był zadowolony. Niezadowoleni obwiniali Saddama.
Potem Amerykańscy geniusze wprowadzili tam Wspaniałą Demokracje która sprawiła, że tym razem nikt nie był zadowolony i każdy obwiniał za to całą resztę. Chwilę potem każdy napierdalał się z każdym.
A potem to samo zrobili w Syrii i stało się też to samo.
A jakby Amerykanie spytali się o radę Eli'ego, to on by im powiedział aby podzielili Irak na: Kurdystan, Sunnicką północ, Szyickie południe, kilka enklaw dla asyryjskich chrześcijan i ewentualnie niedobitków po Saddamie. Każdej opcji pozwolić na swoim terenie zaprowadzić swoje pożądki i ewentualnie deportować niezadowolonych. Czyli mniej-więcej tak jak się robiło przez całą historię.
Na świecie naprawdę jest dość dużo miejsca ahy każdy światopogląd miał okazję zrealizować się na jakimś kawałku ziemi. Problemem są ci któży twierdzą, że mają najlepszy pomysł na to jakm żądzić całym światem.